fbpx

Michał Knapp: Chciałbym się znaleźć w czołowej dziesiątce

Zeszłoroczny występ w European Individual Ice Speedway Championship był dla Michała Knappa pierwszym po kilku latach przerwy od ścigania. Startując z marszu Polak wypadł całkiem przyzwoicie – wywalczył 4 punkty, co dało mu trzynaste miejsce. Od tego czasu kilka razy potrenował w warunkach naturalnych, na zamarzniętym jeziorze, zdążył złamać obojczyk i otrzymać miejsce w eliminacjach mistrzostw świata. Teraz – w pełni sił – przystąpi ponownie do walki w Arenie Lodowej. Z nadziejami na dobry występ.

To będą twoje drugie mistrzostwa Europy w karierze. Można cię już nazwać pełnoprawnym lodowym gladiatorem, profesjonalnym zawodnikiem?

Wydaje mi się, że powoli tak… Chociaż może nie do końca. Kiedy uda mi się spełnić marzenie i dołączyć do elity startującej w Indywidualnych Mistrzostwach Świata, to myślę, że dopiero wtedy będę mógł się nazwać lodowym gladiatorem.

Z żużla na lodzie da się żyć?

Zawodnicy na moim poziomie nie mają takiej możliwości. Prywatnie zajmuję się transportem, jestem kierowcą zawodowym, bo z ice speedwaya nie utrzymałbym domu i rodziny. Zobaczymy jak to dalej będzie wyglądało, gdy będę nabierał doświadczenia i pojawi się okazja do częstszych startów, na coraz wyższym poziomie. Jeśli udałoby się awansować do Grand Prix… To skryte marzenie. Obecnie jednak nie jestem w stanie stwierdzić, czy będę mógł z tego żyć. Na razie tak nie jest.

A światowa czołówka jest w stanie?

Nie mam pojęcia, zwyczajnie nie wiem. Nigdy nie byłem aż tak blisko zaprzyjaźniony z którymkolwiek z zawodników ze światowej czołówki, żeby o tym rozmawiać. Nie mam więc takiej wiedzy.

Jeśli nie jesteś w stanie się z tego utrzymać, to skąd czerpiesz motywację do jazdy?

Ta rodzinna „zajawka”, którą zaszczepił we mnie mój wujek Grzesiek Knapp. Jazda daje mi wewnętrzną radość. Ten sport wywołuje też trochę adrenaliny, bo jest dość ekstremalny. Przede wszystkim jednak jazda na lodowym motocyklu sprawia mi po prostu dużo frajdy. Stąd takie samozaparcie, żeby – wbrew przeciwnościom losu i znikomej liczbie sponsorów, bo jednak ten sport jest w Polsce niszowy – konstruować motocykle głównie na bazie domowego budżetu i dalej to robić. Znaczenie ma też ciekawość. Chcę się przekonać, czy w przyszłości zacznę jeździć w Grand Prix, czy będzie mnie na to sportowo stać, może przyniesie to również jakieś korzyści finansowe? Na razie jest to dla mnie po prostu bardzo fajne doświadczenie.

Przed rokiem zająłeś 13. miejsce spośród 16 zawodników w stawce Indywidualnych Mistrzostw Europy. Czego zabrakło, by było lepiej?

Na pewno doświadczenia, objeżdżenia i treningów wyjścia spod taśmy. Wszyscy widzieli, że mam z tym problem. Niestety patrząc tylko z trybun, czy oglądając filmy, startów nie da się nauczyć. To trzeba wytrenować. Wyczucie maszyny w 100 procentach i opanowanie do perfekcji wyjść spod taśmy to już połowa sukcesu. Wracając do zeszłego roku – zabrakło też trochę środków na lepsze przygotowanie sprzętu oraz szczęścia, bo w powtórce ostatniego wyścigu startowałem bez złamanego haka, co spowodowało, że kolejne punkty uciekły. Gdyby nie to, może udałoby się nawet załapać do pierwszej dziesiątki.

Jak to się w ogóle stało, że zacząłeś jeździć na lodzie?

Tak jak wspomniałem – dyscypliną zaraził mnie mój śp. wujek, Grzegorz Knapp, który wiele lat temu zaczął uprawiać ten sport. Jak tylko pojechałem na pobliskie jezioro, gdzie Grzegorz trenował i zobaczyłem, jak to wygląda na żywo, od razu zapaliła mi się lampka, że to chyba jest to. Wiedziałem od razu, że chciałbym to w przyszłości robić. Grzesiek zaraził mnie tą dyscypliną, jego już niestety nie ma wśród nas, ale miłość do tego sportu pozostała.

 Twoją rodzinę dotknęła wielka tragedia związana z żużlem. Bliscy nie mieli nic przeciwko twoim startom na ice speedway’u?

Na pewno mieli, bo tragiczny w skutkach wypadek Grzegorza wywołał w rodzinie duży szok i był traumatycznym przeżyciem dla nas wszystkich. Moja mama na początku była zdecydowanie przeciwna mojej jeździe, ale zna mnie od dawna i wiedziała, że ani szybko, ani łatwo nie odpuszczę. Ta determinacja doprowadziła do tego, że dzisiaj mam zaszczyt startować z orzełkiem na piersi w zawodach rangi Mistrzostw Europy.

W ice speedwayu dominują Rosjanie – przed rokiem w Tomaszowie zajęli trzy pierwsze miejsca. Od lat wygrywają niemal wszystko co jest do wygrania. Skąd taka ich dominacja?

Powodem jest to, że oni bardzo wcześnie mają zimę. Rosjanie już w listopadzie wylewają wodę na swoje obiekty i budują lód. Samo to, że mają odpowiednią pogodę o dwa miesiące wcześniej niż w innych krajach, powoduje, że przejeżdżają więcej okrążeń. Każde kółko to dodatkowe doświadczenie, a i okazja do udoskonalania sprzętu i wprowadzania poprawek. Dzięki temu Rosjanie są nie do doścignięcia i wydaje mi się, że jeszcze bardzo długo tak będzie.

A jak to wygląda z silnikami – podobnie, jak w klasycznym żużlu? Najpierw zakup jednostki, później wysłanie jej do tunera? Jest jakaś rywalizacja wśród tunerów?

W ice speedway’u dominują silniki Jawy. Były kiedyś próby jazdy na GM-ach, chociażby Jouni Seppanen próbował tych silników, ale nie zdawało to egzaminu. Dominują więc silniki od Jawy i mają je praktycznie wszyscy. Kwestia tuningu zależy od możliwości danego zawodnika – czyli zasobności jego portfela.

Poza zeszłorocznymi zawodami w Tomaszowie miałeś jakąś okazję do startu w tym czasie?

W ubiegłym sezonie zawody w Tomaszowie były jedynymi, w jakich udało mi się wystartować. Po Tomaszowie nie udało się już nigdzie pojechać. Było to spowodowane tym, że wiele krajów odwołało zawody. Pandemia i obostrzenia zahamowały starty. Potrenowałem jedynie trochę u siebie na jeziorze, ale też nie tyle, ile chciałem. Zanotowałem przykry w skutkach upadek, co skończyło się złamaniem obojczyka. Na szczęście jestem już zdrowy.

A jak to wygląda z torami? Też się od siebie różnią, jak w klasycznym żużlu?

Tak, każdy jest inny. Tory na przestrzeniach otwartych potrafią być różne. Tory w halach mają z kolei inną geometrię, choćby dlatego, że różne są gabaryty tych obiektów. Owal w Tomaszowie jest całkiem inny na przykład ten w holenderskim Heerenveen.

Jak lodowy gladiator trenuje? Są w ogóle w Polsce takie możliwości?

Nie, w Polsce nie mamy takich obiektów, gdzie można przyjechać i z marszu potrenować. Obiekt w Tomaszowie jest piękny, kryty, sztucznie mrożony itd., ale na co dzień nie mogę tam trenować. Na co dzień jest tam warstwa lodu do łyżwiarstwa szybkiego, która ma 3-5 cm. Do motocykli potrzeba go cztery razy więcej.

Jeżeli zima dopisuje, jak ostatnio, to trenuję na otwartych akwenach. Niedaleko rodzinnego domu mam jezioro, na którym zawsze Grzesiek trenował. Ja też tam zacząłem próbnych jazd i po zawodach w Tomaszowie udało mi się odbyć chyba cztery treningi. Poza tym, w Polsce nie ma obiektów, na których można startować. Zawodnicy z Europy, startujący w Grand Prix, pakują sprzęt do busa i jeśli warunki pozwalają, to jadą do Skandynawii i tam mogą jeździć. Do tego jednak trzeba odpowiedniego budżetu.

A jak w tym roku przygotowywałeś się do zawodów?

Oficjalny trening przed zawodami będzie jedynym, podczas którego będę mógł wypróbować sprzęt. To wielka zagadka. Mam dwa motocykle – w obu silniki są po kapitalnym remoncie, więc sam jestem ciekaw, jak będą się zachowywały. Niestety, nigdzie indziej nie zapowiada się na jakiekolwiek możliwości treningowe. Wyjazd do dalekiej Rosji nie wchodzi w grę, pozostaje szykować na miejscu motory i liczyć na to, że się sprawdzą.

W zeszłym roku na zawodach nie było publiczności, w tym roku fani pojawią się na trybunach. Kibice będą dla Ciebie dodatkową motywacją czy będą raczej wywoływać presję?

Nie wiem. Na pewno w zeszłym roku dziwnie było patrzeć na puste trybuny, choć wyjeżdżając do biegu skupiam się tylko na nim i na tym, żeby go jak najlepiej odjechać. Po wyścigu człowiek słyszy jednak brawa i wrzawę na trybunach. To buduje każdego zawodnika. Mam nadzieję, że kibice stworzą atmosferę, która nie wywrze presji, tylko będzie motywująca i podnosząca na duchu.

Na co cię stać w tegorocznych zawodach? Masz większe doświadczenie, więc chyba powinno być lepiej. Tak przynajmniej wskazuje logika.

Logika czasami jest błędna, szczególnie w sporcie. Jak wspomniałem, moim dużym problemem są starty. Stanie pod taśmą, oczekiwanie na to aż pójdzie do góry, jest dla mnie trochę stresujące. Tego nie da się jednak wyćwiczyć przez dwa dni pracy. Na to trzeba miesięcy czy nawet lat. Liczę, że kiedyś te starty będą w moim wykonaniu lepsze. Liczę jednak na to, że pójdzie mi o wiele lepiej niż przed rokiem. Miejsce w czołowej dziesiątce uznam za spory sukces.

Czego życzy się lodowym żużlowcom? Połamania kolców?

Powiedzmy. Szczerze mówiąc nigdy nie słyszałem o żadnym takim powiedzeniu, więc nie wiem, czego się życzy. Ale niech będzie to połamanie kolców.

Rozmawiał Piotr Kaczorek

Bilety na European Individual Ice Speedway Championship dostępne są w serwisie ebilet.pl oraz na stronie bilety.speedwayevents.pl/